źródło:
„Nasze Gniazdo Rowień i Folwarki”
pomysłodawcy Zygmunt Łukaszczyk, Lucjan Buchalik
autor: Jan Delowicz

1 września 1939 r. rozpoczął tragiczne lata w dziejach narodu polskiego. Najeźdźca Hitlerowski bez wypowiedzenia wojny wtargnął w granice Polski. W obronie ojczystej ziemi walczyli w szeregach Wojska Polskiego również mieszkańcy Rownia i Folwarek.

Pierwszy z nich, Ryszard Konsek z Folwarek (rocznik 1916), wstąpił jako ochotnik do Wojska Polskiego 14 lutego 1939 r. Przydział otrzymał do 3 baterii w 23 pułku artylerii lekkiej w Będzinie. Udział w wojnie obronnej rozpoczął 1 września w Tarnowskich Górach, gdzie od samego rana aż do zmierzchu bateria aktywnie wspierała walkę 11 pp. Po wycofaniu się walczył na szlaku odwrotowym Ząbkowice, Chrzanów, Kraków, Rozwadów, Nowy Korczyn, Bił­goraj i Tomaszów Lubelski. Do niewoli niemieckiej został wzięty 20 września w okolicy Rawy Ruskiej. Przebywał w punkcie zbornym jeńców polskich w Rzeszowie, skąd w listopadzie uciekł i wrócił do domu.

Uczestnikiem kampanii wrześniowej był także Paweł Mroczek z Rownia (rocznik 1914). Czynną służbę wojskową odbywał w latach 1937-38 w 43. pułku w Dubnie na Wołyniu, skąd skierowano go do szkoły podoficerskiej.  Po jej ukończeniu otrzymał stopień kaprala. 23 sierpnia 1939 r. został zmobilizowany i trafił  do batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza „Łużki” koło Głębokiego (na północny wschód od Wilna). Stamtąd transportem kolejowym przewieziono wszystkich nad granicę Prus Wschodnich, w okolice Augustowa. Mroczek walczył w Grupie Operacyjnej „Grodno”. Potem żołnierzy przetransportowano koleją w rejon miejscowości Sarny, gdzie nadal walczyli z Niemcami. 22 września, otoczeni przez wroga, musieli skapitulować. Stamtąd znowu (przewieziono ich do obozu przejściowego dla jeńców polskich w Łodzi, W obozie tym Paweł Mroczek przebywał do 15 czerwca 1940 r.

Z niemieckim najeźdźcą walczył również Maksymilian Piontek z Rownia  (rocznik 1915). Czynną służbę w Wojsku Polskim rozpoczął 20 marca 1938 r. Przydzielony został do 3. batalionu w 3. pułku strzelców podhalańskich w Biel­sku. Tam ukończył również szkołę podoficerską i został awansowany na kapra­la. W batalionie był dowódcą ciężkiego karabinu maszynowego, w 3. kompanii ckm-ów. Jesienią 1938 r. brał udział w marszu na Zaolzie. Od tego czasu jego batalion stacjonował w Boguminie. Po rozpoczęciu wojny batalion, polnymi drogami, po przeprawieniu się przez Olzę pod Godowem, rozpoczął odwrót. Maszerował między innymi przez Gołkowice, Pruchnę do Drogomyśla, który osiągnięto wieczorem 1 września 1939 r. Nazajutrz żołnierze batalionu konty­nuowali odwrót na pozycje pułku w rejonie Starego Bielska-Komorowic. Stam­tąd wycofywali się na wschód. Przez Kraków dotarł Maksymilian Piątek do Tarnowa i po walce w okolicach miasta został wzięty do niemieckiej niewoli. Przebywał w obozie przejściowym dla jeńców polskich w Krakowie. Po dwóch tygodniach został zwolniony. Jako wyraz uznania w walce z wrogiem nadano mu Medal „Za udział w wojnie obronnej 1939″.

Obrońcą polskiego Wybrzeża był natomiast Wincenty Gamoń z Rownia (rocz­nik 1916). Do wojska wcielony w maju 1938 r., pełnił służbę w 2. batalionie 1. morskiego pułku strzelców w Gdyni Orłowie. Przeszkolenie rekruckie odbył jako celowniczy ciężkiego karabinu maszynowego, a w listopadzie skierowany został do szkoły podoficerskiej, którą ukończył w kwietniu 1939 r. W czerwcu otrzymał awans na kaprala i objął funkcję dowódcy drużyny ckm-ów. Latem jego pułk włączono do Lądowej Obrony Wybrzeża. W jego szeregach brał czyn­ny udział w działaniach opóźniających od Wejherowa do Redy. Potem walczył na obszarze Kępy Oksywskiej, W dniu 19 września w rejonie Babiego Dołu, kiedy zabrakło amunicji, trafił do niewoli niemieckiej. Odtransportowany  został do obozu jenieckiego dla podoficerów i szeregowych Stalag II D w Stargardzie Szczecińskim. Otrzymał tam numer obozowy 1227. W obozie przebywał aż do wyzwolenia przez Armię Czerwoną, 5 marca 1945 r. Do Rownia wrócił 26 marca. Za zasługi bojowe otrzymał „Medal Zwycięstwa i Wolności 1945”.

Udział w kampanii wrześniowej wziął też Jan Gamoń z Rownia urodzony w 1916 r. W Wojsku Polskim służył od 15 marca 1939 r. Walczył do 2 października.

Piękną, choć tragiczną, kartę obrońcy Polski zapisał Nikodem Sobik urodzony  w Rowniu (rocznik 1894). Był jednym z czołowych przywódców powstańczych w powiecie rybnickim. W III powstaniu dowodził II batalionem w 13. pułku piechoty Wojsk Powstańczych, zwanym żorskim. W sierpniu 1939 roku por. rez. Nikodem Sobik został awansowany do stopnia kapitana i kilka dni przed wybuchem wojny powołany do czynnej służby wojskowej. Objął dowództwo kompanii w batalionie marszowym 73. pułku piechoty. Kampanię wrześniową rozpoczął pod Mikołowem i Wyrami, a zakończył pod Tomaszowem Lubelskim, gdzie 22 września jego pułk został rozbity. Wiedział, że jest poszukiwany przez Niemców i znajduje się na hitlerowskiej liście śmierci (Sonderfahndungsbuch Polen). Aby więc uniknąć niemieckiej niewoli, wybrał drogę na wschód. Przedarł się do Lwowa, nie zdejmując munduru ani wojskowych odznaczeń. W tym czasie Lwów był już zajęty przez Armię Czerwoną, po rozpoczętej 19 września 1939 r. wiarołomnej agresji Związku Radzieckiego na Polskę. Tam spotkał go rybnicki restaurator Knapczyk. Kiedy zaklinał go, by zdjął mundur, Sobik odpowiedział „Jestem polskim oficerem i nie będę udawać cywila”.

Ostatnim człowiekiem który widział Nikodema Sobika, był Wilhelm Polok z Wodzisławia Śląskiego. Jako prosty żołnierz przebywał w obozie w Starobielsku i znalazł się w grupie jeńców ze Śląska, wymienionych przez władze radzieckie na polskich żołnierzy z „zachodnich ziem Ukrainy i Białorusi”, wziętych do niewoli niemieckiej.

Z obozu Nikodem Sobik wysłał kartkę pocztową datowaną 20 marca 1940 r. Ale z wysłanych w odpowiedzi trzech kart pocztowych dwie niebawem wróciły, opieczętowane w Moskwie z adnotacją, że adresat już nie przebywa w tym obozie – wyjechał!. Jego zmarła w 1960 r. żona do koca swych dni bezskutecznie próbowała ustalić losy męża, którego śmierć wiązano przez lata z Katyniem.

Również syn Nikodema Sobika, Dagobert, komandor polskiej marynarki wo­jennej starał się wyjaśnić okoliczności śmierci ojca, lecz bez skutku, mimo że jako zawodowy oficer wysokiego stopnia miał ułatwiony dostęp do wielu tajemnic. Wszystkie tropy urywały się nagle w Starobielsku. Dopiero w 1991 r. otrzymał oficjalny dokument Polskiego Czerwonego Krzyża: „Sobik Nikodem, ur. w 1894 roku, syn Jana, figuruje na liście jeńców wojennych obozu w Starobielsku pod numerem: 3057(…). Należy więc przyjąć, że Sobik Nikodem, ur. 15.09.1894 roku, syn Jana i Pauliny został zamordowany w 1940 r.” Dziś już wiadomo, że było to dokładnie  24 kwietnia tegoż roku. Zbiorowa mogiła, w której pochowano Nikodema Sobika, znajduje się w Piatichatkach pod Charkowem.

Kpt. Nikodem Sobik zginął z dwoma wyrokami śmierci: imiennym z wyroku hitlerowskiej listy zagłady i zbiorowego wyroku Stalina. Tam, gdzie został pogrzebany, pośród jego szczątków spoczęły również pewnie jego odznaczenia Order Virtuti Militari i Krzyż Niepodległości – świadectwa wierności żołnierskiej do końca.

Wśród tysięcy jeńców zamordowanych przez funkcjonariuszy NKWD w kwietniu  1940 roku, oprócz Nikodema Sobika, byli również dwaj pochodzący z Rownia policjanci.

Pierwszy z nich – Jan Kuczera, urodził się 24 czerwca 1866 r. w Gotartowicach. Przed I wojną światową ożenił się z Anastazją Kuczera (zbieżność nazwisko przypadkowa) z Rownia i tam po ślubie młodzi małżonkowie zamieszkali w wydzierżawionym domu. Kuczerowie mieli pięciu synów i cztery córki. W czasie I wojny światowej Jan Kuczera uczestniczył w walkach na froncie zachodnim, gdzie dostał się do niewoli alianckiej. Do Polski przybył z armią gen. Józefa Hallera. Potem brał udział w wojnie polsko-radzieckiej. Po powrocie wstąpił do Policji Województwa Śląskiego. Służył cały czas na posterunku w Żorach. Był starszym posterunkowym PWŚI. Za zasługi został odznaczony Krzyżem Walecznym, Medalem Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości, Odznaką „Miecze Halerowskie” oraz odznaką Pamiątkową Policji Województwa Śląskiego. Przed wybuchem II wojny światowej jego zona wraz z dziećmi została ewakuowana do Łańcuta. Tam, już po wybuch wojny spotkał się z nimi Jan Kuczera, który wraz z innymi policjantami wycofywał się na wschód. W ślad za nim podążyła również jego rodzina. Dotarła aż do Brodów. Gdy jednak na ziemie polskie wkroczyły oddziały Armii Czerwonej, zawróciła z drogi i znalazła się na terenie zajętym przez Niemców. Stamtąd powróciła do domu w Rowniu.

O pobycie Jana Kuczery w ostaszkowskim obozie rodzina dowiedziała się z listu Józefa Szarowicza, komendanta posterunku policji w Żorach, który także był tam uwięziony. Jan Kuczera został wpisany na listę NKWD nr 045/1 z dnia 22 kwietnia 1940 roku (poz. 41, nr akt śledczych 1358). 26 kwietnia został wywieziony na śmierć do Kalina, w grupie 100 osób. Zginął 30 kwietnia zamordowany w miejscowym więzieniu przy ul. Sowieckiej 3. Spoczywa w mogile zbiorowej nr 24 pod wsią Jamok, niedaleko Miednioje.

Drugim policjantem był Franciszek Misiała, urodzony w Rowniu (rocznik 1897). Podczas III powstania dowodził 6. Kompanią w słynnym II batalionie Nikodema Sobika. Gdy w 1922 roku część Górnego Śląska powróciła do Polski, zatrudnił się w Policji Województwa Śląskiego. W stopniu starszego posterunkowego pracował i mieszkał, z żoną oraz trójką dzieci w Zebrzydowicach koło Cieszyna. Jego ostatnim miejscem pracy przed wybuchem wojny w 1939 r. był komisariat w Boguminie Nowym na Zaolziu. Gdy zaś wojna wybuchła rozpoczął ewakuację na wschód. Dotarł aż do Tarnopola. Wkrótce po rozpoczęciu agresji radzieckiej miasto zajęli czerwonoarmiści. Przed końcem roku 1939 do domów Misiałów przyszedł mieszkaniec Zebrzydowic, który wrócił z radzieckiej niewoli. Przekazał żonie Emilii wiadomość, że jej mąż przebywa na terenie ZSRR i znajduje się w ostaszkowskim obozie. Potem ślad po nim zaginął. Jego nazwisko figuruje na liście jeńców obozu w Ostaszkowie nr 05/5 z 5 kwietnia 1940 roku (poz. 69, nr akt śledczych  2028). Został zamordowany w Kalininie 6 kwietnia. Zwłoki pogrzebano w dole grobowym nr 2. Odznaczony był między innymi Medalem Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości, Krzyżem na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi oraz Krzyżem i Medalem Niepodległości.

Na długim szlaku odwrotowym, aż po wschodnie kresy ówczesnej Rzeczypospolitej, znalazła się także Helena Babilas z Folwarek, córka przedwojennego policjanta Karola Błaszczyka, pochodzącego z Gotartowic. Po zajęciu Zaolzia pełnił on służbowe obowiązki w Lutyni Polskiej i tam mieszkał wraz z rodziną. Jego nazwisko znajduje się na liście ofiar Ostaszkowa, Zamordowany został 14 kwietnia 1940 r.

Na trzy dni przed wybuchem wojny, rodzinę Błaszczyków wraz z innymi zgromadzono w szkole we Frysztacie. Czekały tam na transport, którym miał zostać ewakuowane do schroniska  pod Krakowem. 1 września 1939 r. wszyscy poszli na dworzec we Frysztacie. Jednak przejeżdżające pociągi nie zatrzymywały się na stacji. Wtedy zorganizowano trzy autobusy, do których wsiedli czekający członkowie rodzin. Do autobusów nie można było jednak zabrać bagaży. Błaszczykowa zatem wsiadła z trójką dzieci: 11-letnią Heleną, liczącą 15 lat Pelagią i najmłodszą, 8-miesięczną Ireną. Do pilnowania bagaży na stacji pozostał syn Henryk (lat 16). Najstarszy zaś z rodzeństwa, 18-letni Władysław kończył właśnie naukę w zawodzie stolarza na Zaolziu i w związku ze zbliżającym się egzaminem pozostał na miejscu. W późniejszym okresie Niemcy wywieźli go na roboty do Rzeszy.

Autobusy z Frysztatu dojechały do Tarnowa, gdzie w szkole żonom policjan­tów wypłacono pobory ich mężów. Karola Błaszczyka tam jednak nie spotkali. Z Tarnowa autobusy dojechały do Kamionki, a potem do Horynia. Tam do ro­dziny dołączył Henryk z bagażami, który dotarł samochodem ciężarowym. Stam­tąd już razem udali się dalej na wschód. W drodze spotkali wkraczających do Potoki żołnierzy radzieckich. Na ich rozkaz wszyscy pasażerowie musieli opu­ścić autobusy, którymi żołnierze następnie odjechali w nieznanym kierunku. Pasażerów natomiast rozmieszczono w okolicznych gospodarstwach. Nazajutrz ruszyli oni z powrotem na zachód. Najmłodsza córka Błaszczyków była już wtedy bardzo chora, więc rodzina pozostała na miejscu. Po dwóch tygodniach dziecko zmarło. Po jego śmierci rodzina Błaszczyków furmanką dojechała do Tarnopola, gdzie około miesiąca mieszkała w bursie. Stamtąd udali się pocią­giem do Lwowa. Jednakże po drodze okazało się, iż nowa granica jest zamknięta, pozostali więc we Lwowie.

Przebywali tam ponad rok. W tym czasie we Lwowie działała niemiecka komisja która przyjmowała wnioski osób zgłaszających chęć powrotu do rodzinnych stron z terenów zajętych przez Niemców. Z nieznanego powodu prośba Błaszczyków została przez tę komisję odrzucona. Potem wnioski chętnych na wyjazd do domu przyjmowała komisja złożona z Rosjan. W dwa tygodnie później  do mieszkania, które zajmowali Błaszczykowie, przyszło dwóch  NKWD-zistów w celu sprawdzenia danych, zamieszczonych we wniosku. Po ich wizycie wśród ludzi zaczęła krążyć plotka o mających nastąpić rychło wywózkach na wschód. Plotka ta okazała się prawdą. Co noc po Lwowie krążyły samochody ciężarowe, które zgarniały ludzi. Przez trzy dni rodzina Błaszczyków ukrywała się w parku.

Tydzień później podjechał furmanką jeden z enkawudzistów i kazał Błaszczykom ubierać się. Powiedział, że pojadą damoj. Furmanką dojechali na dworzec kolejowy. Na torze był podstawiony pociąg składający się z bydlęcych wagonów. Po sprawdzeniu danych osobowych zostali umieszczeni w wagonie z dziurą w podłodze, służącą do załatwiania potrzeb fizjologicznych. W wagonach znajdowały się prycze z desek. Panował tłok. Na postojach wywoływano z każdego wagonu po kilka osób, po chleb, kawę i wodę.

Cały transport dotarł na Ural. Tam rozdzielono go i połowę skierowano da­lej, na Syberię. Błaszczykowie pozostali na Uralu, z pociągu przesiedli się na furmankę, którą dojechali do obozu składającego się z baraków. Każda z rodzin miała jedną izbę. Na terenie obozu znajdowało się biuro NKWD, lecz straży i ogrodzenia nie było. Emilia Błaszczykowa była brygadzistką. Córka Helena uczęszczała do szkoły zbudowanej przez samych uwięzionych.

W lipcu 1941 r„ na podstawie umowy między rządami Rzeczypospolite! Polskiej gen. W. Sikorskiego a ZSRR, uwięzione polskie rodziny wywieziono pociągiem towarowym na południe, do Aszchabadu. Stamtąd popłynęli barkami do Uzbekistanu. Po dwóch dniach powrócono barkami do Aszchabadu. Rzekomo mieli pojechać do Anglii, jednakże plany te spełzły na niczym. W Aszchabadzie rozdzielono wszystkich po okolicznych kołchozach. Błaszezykowie pracowali przy zbiorze bawełny. Żywili się między innymi mięsem z susłów. Gdy organizowała się armia gen. Władysława Andersa, Błaszczykowa zamierzała wysłać Henryka do wojska. Do obozu przybyli wkrótce żołnie­rze polscy i zabrali niektórych do armii, aby ich ewakuować. Henryka jednak zostawili.

Potem Błaszczykowie przebywali i pracowali w szpitalu odległym 16 km od kołchozu. Stamtąd Henryk zaciągnął się do armii gen. Zygmunta Berlinga, gdzie dosłużył się stopnia oficerskiego. Córka Helena przebywała w tym czasie u ży­dowskiej rodziny w Bucharze, a matka z Pelagią – w Ałatsku. Po zakończeniu wojny otrzymali pierwszy list od najstarszego syna. Z Ałatska w bydlęcych wagonach przez Kagań wracali do Polski, Przybyli do Pyskowic, bo do tego miej­sca prowadziły szerokie tory. Była Wielkanoc 1946 r. Z Pyskowic pociągiem dojechali do Rybnika, a stamtąd pieszo dotarli do krewnych Emrichów w Gotartowicach.

Innym przykładem cierpienia za polskość, charakterystycznym dla wielu ślą­skich rodzin podczas hitlerowskiej okupacji, są losy rodziny Wowrów z Rownia, Ojciec Jan, urodzony 15 maja 1881 r. w Kryrach, z zawodu stolarz i kupiec, był znanym działaczem plebiscytowym i członkiem pierwszej Rady Nadzor­czej Banku Ludowego w Żorach. W 1942 r. Jan Wowra razem z żoną Martą, córkami Marią oraz Salomeą, zamężną za Sobika i z jej niespełna 11-letnim synem Janem, zostali wysiedleni do obozu dla ludności polskiej „Polenlager” nr 189 w Zawiści, Później przebywali w „Polenlagrze” nr 28 w Orzeszu. Natomiast córka Anna oraz synowie Brunon i Roman zostali wywiezieni na roboty przymusowe w głąb Niemiec.

Jan Wowra pracował w obozie w Orzeszu jako stolarz. W czasie ofensywy radzieckiej uciekł i ukrywał się do czasu wyzwolenia. Córka Salomea z synem zostali po roku zwolnieni z obozu. Zaś Martę z córką Marią przeniesiono do „Polenlagru” nr 63 w Czechowicach, gdzie w styczniu 1945 r. zastała ich decyzja o ewakuacji. Razem z grupą więźniów z tamtejszego podobozu KL Auschwitz-Birkenau, pieszo dotarły do Żor na nocleg w folwarku Żwaka. Tam zostały rozpoznane przez znajome, mieszkające na jego terenie, Martę Major i Emilię Tomecką. Pierwszą prośba, obok picia i jedzenia, była chęć „wymocze­nia” obolałych nóg. Ryzykującej życie Tomeckiej udało się zmylić czujność konwojentów i ukryć obie więźniarki. Po kilku dniach pobytu w jej mieszkaniu, zostały „przemycone” do Szczejkowic. Stamtąd w marcu 1945 r. wróciły do rodzinnego domu w Rowniu.

Gdy rozpoczęła się czarna noc hitlerowskiej okupacji, władze przystąpiły też do walki – jak to określały – z „plagą powstańczą”. Dokonano licznych aresztowań. Jednym z pierwszych był Władysław Pałka – urodzony w 1889 r. w Przełaju koło Sędziszowa. W 1920 r. ożenił się z Katarzyną Stajer z Folwarek. Wraz z żoną mieszkał u teściów. Z małżeństwa tego urodziło się pięcioro dzie­ci. Po wybuchu III powstania śląskiego brał czynny udział w walkach z Niemcami na szlaku bojowym wiodącym aż pod Górę Św. Anny, gdzie został ranny. Za bohaterstwo okazane w walce był potem odznaczony. Z chwilą zakończe­nia powstania powrócił do pracy w kopalni „Jankowice”. W okresie międzywo­jennym często pozostawał bez pracy, jako bezrobotny zarabiał na życie doryw­czymi zajęciami. Współdziałał też w zorganizowaniu Związku Powstańców Śląskich w sąsiednim Kłokocinie i był jednym z przywódców tamtejszej grupy powstańczej.

4 września 1939 r. gestapowcy, powiadomieni przez zdrajców, odkopali ukryty w ogrodzie sztandar powstańczy i aresztowali Władysława. Osadzony został w podziemiach żorskiego magistratu. W chwili jego aresztowania naj­starsza córka Łucja liczyła 18 lat, zaś najmłodszy syn Nikodem nie miał jeszcze roku. 16 września przekazano Pałkę w ręce gestapo we Wrocławiu. Następnie, w bliżej nieznanym czasie, wysłano go do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Oznaczony numerem obozowym 2912 przebywał w bloku 50. Z Buchenwaldu wywieziony został 10 grudnia 1940 r. do KL Neuengamme koło Hamburga, gdzie miał numer 3792. Z Neuengamme trafił 14 września 1941 r. do obozu koncentracyjnego w Dachau. Otrzymał numer obozowy 27280. 19 lutego 1942 r. wywieziony został w transporcie inwalidzkim do austriackiego zamku Hartheim. W terminologii SS „inwalidami” w obozie byli ci, których wyniszczenie fizyczne spowodowane pracą nie rokowało nadziei na odzyskanie sił.

Zamek Hartheim znajduje się 10 km od Linzu. Mieścił się w nim od roku 1940 zamaskowany ośrodek eutanazji. Więźniów wprowadzano nago (po 35) do wykafelkowanego i urządzonego jak łazienki dużego pomieszczenia z prysznicami. Z rzekomych pryszniców puszczano następnie gaz – dwutlenek węgla. Potem wynoszono ciała, aby spalić je w krematorium. Po kremacji zwłok prochy wrzucano do Dunaju.

W kilka miesięcy później rodzina otrzymała z obozu akt zgonu, jako miejsce śmierci Władysława Pałki figurowało Dachau, a jej przyczyną było „zapalenie płuc”. Również data zgonu – 15 kwietnia, godz. 2.34 – nie odpowiadała prawdzie. Zamordowany został 19 lutego 1942 roku.

W obozie koncentracyjnym w Dachau zginął też Władysław Kaptacz. Urodzony 29 czerwca 1909 r. w Zawierciu, robotnik, zamieszkały w Rowniu. Miał numer obozowy 19425 i zamordowany został 10 stycznia 1941 r. Więźniem tego obozu był także Franciszek Sojka, urodzony w 1892 r. w Rowniu działacz plebiscytowy i powstaniec. Przebywał w Dachau od 9 kwietnia 1940 r. do 8 października 1943 r.

Ale nie były to jedyne ofiary zbrodni popełnionych przez hitlerowców.  W obozie koncentracyjnym Auschiwtz-Birkenau w Oświęcimiu , męczeńską śmiercią zginęli Franciszek Hyła, Robert Sojka i Witosza. Tamże zostały zamordowany w 1942 roku Leon Krawczyk, nauczyciel szkoły powszechnej w Rowniu, urodzony 26 października 1904 r.

Więźniem obozu oświęcimskiego był również Maksymilian Karwot, urodzony 17 maja 1914 r. na Folwarkach. W 1935 r. ożenił się Agnieszką Bielich. Pracował jako murarz. W tym zawodzie pracował w Gliwicach, jeszcze w pierwszych dwóch latach okupacji hitlerowskiej.

W 1942 roku Karwot został przymusowo wcielony do wojska niemieckiego. Podczas pobytu w domu na urlopie, przybyła żandarmeria niemiecka i w mundurze Wehrmachtu zabrała go do Rybnika. Z jakiego powodu został aresztowany, nie wiadomo. Potem przebywał w katowickim więzieniu, skąd 6 lipca 1943 r. do KL Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu i oznaczony numerem obozowym 127846.

W styczniu 1945 roku Maksymilian Karwot był pieszo ewakuowany, trasą przez Jastrzębie Zdrój do Wodzisławia Śl. Po drodze w Studzionce, spotkał znajomą, przez którą przekazał żonie pozdrowienia i zapewnił, że wróci. Dane mu było przeżyć ten straszliwy marsz śmierci, mimo ran odniesionych na skutek pobicia go przez kapo. Po wojnie opowiadał, że współwięźniowie wieźli go półprzytomnego na wozie z sianem. Gdy wrócił z obozu, oczekiwał w rodzinnym domu na żonę  i trójkę dzieci, którzy wrócili po krótkotrwałej ewakuacji do Austrii.

W obozie oświęcimskim został również osadzony Jerzy Kałka z Folwarek, urodzony w 1913 r. w Niemczech. Pod koniec lat dwudziestych przybył na ziemię rybnicko-wodzisławską. W 1935 r. ożenił się na Folwarkach z Dorotą Szromek, pochodzącą z rodziny zasłużonej dla sprawy polskiej.

W czasie okupacji hitlerowskiej Kałka pracował na kolei. Jednocześnie pod pseudonimem „Poraj-Olszyna” był dowódcą Tajnej Organizacji Narodowej (TOR) w rejonie Żor. Do jej udanej akcji należy zaliczyć m.in. wypad na stację kolejową w Żorach, gdzie członek NSDAP Grzegorz Krakowczyk gromadził skrzętnie dane personalne kolejarzy zatrudnionych w tym węźle kolejowym.  Dokumenty osobiste, głównie byłych powstańców, wyłudzał pod różnymi pozorami były zawiadowca odcinka drogowego Pawłowice sprzed 1939 r. – Pordzik. Na tej podstawie miały nastąpić masowe aresztowania Polaków. Robert Ścibik, pracownik biura Odcinka Drogowego Żory, powiadomił „Olszynę” o zamiarach żorskiej NSDAP. W nocy z 29 na 30 kwietnia 1941 r. żołnierze TON-u otoczyli dworzec w Żorach. Jerzy Kałka kolbą pistoletu, a potem „bykowcem” unieszkodliwił Krakowczyka. Zabrano całą walizkę dokumentów polskich kolejarzy, które kilka dni później im rozdano. Na wyróżnienie zasługuje także akcja opóźnienia wagonów z amunicją i żywnością na stacji w Gotartowicach.

W 1942 r. Ton został zdekonspirowana, a Kałka i inni członkowie organizacji dostali się do KL Auschwitz-Birkenau. Stamtąd przeniesiono do podobozu „Laurahütte” w Siemianowicach Śl., gdzie przebywał do ewakuacji  w styczniu 1945 r. Jej okoliczności były następujące: „W dniu 23 stycznia wszystkich więźniów załadowano do wagonów, podstawioną na rampę kolejową znajdującą się w pobliżu huty. Tym samym pociągiem ewakuowano także cywilny personel firmy, która produkowała działa. Na terenie podobozu nie został żaden więzień.  Biorąc pod uwagę stan liczbowy podobozu  w dniu 17 stycznia 1945 r. należy przyjąć , że w transporcie tym znajdowało się 937 więźniów. Trasa transportu ewakuacyjnego prowadziła przez Katowice, Morawską Ostrawę i Wiedeń do obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Przejazd trwał pięć dni i nocy, zginęło wówczas 134 więźniów”. Jerzy Kałka przeżył transport śmierci wrócił z Mauthausen do Żor.

W ruch oporu aktywnie uczestniczył też wspomniany już Ryszard Konsek z Folwarek, pseudonim „Władek” . Tu na zapleczu kontynuował on walkę z wrogiem , rozpoczętą w 1941 r. Zagrożony aresztowaniem, uciekł w lutym 1942 r. do Generalnej Guberni. W Tarnowie otrzymał nowe dokumenty na nazwisko Władysław Lis i nadal działał w ruchu oporu. W październiku 1942 r. został aresztowany przez gestapo  w Łukowie koło Siedlec i przewieziony do Lublina, a następnie do obozu w Branderburgu. W czasie zmiany warty udało mu się stamtąd zbiec i w listopadzie wrócił na Śląsk do Katowic. Nawiązał kontakt z organizacją i jako łącznik przewoził ulotki oraz żywność. Jeździł do Koźla, Kędzierzyna, Mysłowic, Sosnowca, Bielska, Cieszyna, Raciborza i Częstochowy. Do wszystkich tych miejscowości dostarczała materiały propagandowe oraz brał udział w organizowaniu punktów pracy konspiracyjnej. Otrzymane tam materiały przywoził do Katowic  i Zagłębia. Brał również udział w różnych akcjach, z bronią w ręku. Między innymi w Bykowinie, gdzie akowcy zdobyli większą ilość kartek żywnościowych. Zostały one rozdane wśród polskich rodzin, których mężowie przebywali w obozach lub ukrywali si. W ruchu oporu Ryszard Konsek działał aż do wyzwolenia. Doceniając jego postawę w walce z Niemcami, przyznano mu Krzyż Partyzancki.